
Jeśli są pożyteczne, lub w opinii człowieka, za takie uchodzą – człowiek odnosi się do nich z przyjazną rezerwą. Lubimy przecież pszczoły za to, że produkują miód, cenimy mrówki za ich pracowite życie w ściśle podzielonej zadaniami społeczności, cieszymy oko różnobarwnymi motylami, przypisując im delikatność, niewinność i zwiewność. Znacznie bardziej radykalnie klasyfikujemy owady, które – ludzkim zdaniem – szkodzą. Nikt nie lubi latem brzęczących i kąsających komarów. Człowiek najchętniej przegoniłby je z Ziemi raz na zawsze. Z odrazą spoglądamy na biegające w pomieszczeniach karaluchy i rybiki cukrowe. Z troską patrzymy na drzewa stoczone przez kołatki. Kiedy w pobliżu nas leci szerszeń – opuszczamy to miejsce w pośpiechu. Szarańczy najchętniej nigdy nie chcielibyśmy oglądać w naszych ogródkach. Wobec owadów, które -według ludzi- szkodzą, mamy dwa rodzaje reakcji: uniknąć lub zabić.
Czy naprawdę świat owadów jest tak jednoznacznie podzielony? Czy istnieją tylko dwie kategorie: „dobry” i „zły”? Każdy, kto choć pobieżnie wniknął w świat owadów wie, że taki podział jest zaprzeczeniem naczelnej zasady rządzącej Naturą. Głosi ona, że istnienie każdego organizmu jest uzasadnione. Każdy organizm jest elementem większej biologicznej układanki. Eksterminacja jakiegokolwiek gatunku prędzej czy później wytworzy negatywną pustkę, przerwie łańcuch pokarmowy, zakłóci lokalny lub globalny ekosystem. Ta sama zasada obowiązuje też w świecie owadów. Ludzie nie tolerują much. Nie znaczy to jednak, że ich istnienie nie ma uzasadnienia w przyrodzie. Jak tego dowieść? Na to i inne pytania odpowiada hydrobiolog – dr Lech Pietrzak.
31.12.2011 o 1:27
Dobry materiał. Znakomite zdjęcia. Z dużym zainteresowaniem słuchałem i oglądałem.